Dziennik podróży Butlera do Włoch i Niemiec w latach 1779 - 1780
Autorstwo tego diariusza przypisywane jest Litwinowi Michałowi Butlerowi, staroście witagolskiemu (od 1749), a potem preńskiemu (od 1763), dziedzicowi Miedzny, wyróżnionemu w 1778 roku orderem św. Stanisława. Człowiek ten wraz z żoną Marianną i osobami towarzyszącymi, w skład których wchodzili: duchowny, skryba, kucharz, kamerdyner, lokaje i furmani, orszakiem składającym się z karety zaprzężonej w sześć koni, bryką, także, w sześć koni, kuchnią zaprzężoną w cztery konie i taradajką, skromnie, tylko w dwa konie przebył podróż przez: Prusy, Polskę, Śląsk, Czechy, Austrię, Bawarię, Tyrol do Włoch, a z powrotem szlakiem bardziej północnym przez Niemcy, Polskę do Prus. Nie była to podróż w nieznane. Z tekstu wynika, że mieli już opracowany plan podróży, wiedzieli gdzie będą nocowali, co warte jest zwiedzenia. Kamerdyner organizował postoje, płacił za wszystko z czego skrzętnie się rozliczał, skryba spisywał podróż i rachunkowość prowadził, kucharz gotował, lokaje usługiwali, a nasi podróżnicy oddawali się urokom wycieczki.
Orszak ten 1 września 1779 roku wyruszył z Królewca, aby sześć dni później stanąć na nocleg w Tychnowach.
6 września 1779, poniedziałek
...A my w dalszą udaliśmy się drogę. Ta że piaszczysta była i deszcz padał trochę w naznaczone na nocleg miejsce nie zjechaliśmy, ale stanęli w Tychnowie, gdzie kościół katolicki. Ta wieś od noclegu jest półtrzeciej mili, gdzie niewygodny był nocleg, gdyż stancja osobna bez posadzki była tylko gliną wylepiona. Tam niedługo bawiąc na wieczerzę pieczyste zjadłszy spać poszli.
7 września 1779, wtorek
Rano wstawszy pod wystawą kawę pili (raniej wysławszy kuchnią). W drogę wybrali się zapłaciwszy za nocleg (11 zł,27 gr) pojechali. O pół mili tylko było miasto Marynwerder albo Kwidzyn, do którego jadąc widzieć było z daleka miasteczko Gniew, w którym jest kościół i z zamku kazano zrobić kazarnię dla żołnierzy. W drugiej stronie za Wisłą pałac Misterwald quondam JMC p. Czapskiego podskarbiego ziem pruskich. Górkami dojeżdżając do Kwidzyna postrzeżono, że w przednim kole u karety, a w zadnim u bryki z kół buksy się wykręciły, co przymusiło, że koło miasta zwolna jadąc na drugiej stronie miasta stanęli i do kowala koła zanieśli. To miasteczko niewielkie jest. Było murem otoczone, ale już miejscami mury popsute. Od Królewca jadąc przedmieścia, ulica w proporcji miasta dość długa. Miasto ma rynek, z dwóch stron kamienice piękne z wystawami, w środku rynku domostwa, kościół luterski z niewielkimi ozdobami, nad samym ołtarzem organy. I jest to miasteczko nad Wisłą. Za robotę, chleb, ryby, i owoce w tymże miasteczku zapłacono (2 zł, 25 gr). Dalej jadąc uprzykrzona zdawała się się droga z przyczyny, że piaszczysta i górzysta była. Mało wiosek widzieć było. Spotykaliśmy kupców jadących do Kwidzyna na jarmark, gdyż dnia drugiego miał się zacząć tylko dwa dni trwający. Przyjechaliśmy do miasteczka Garde po niemiecku Gardeze, do dawnych Prus należące jako i Kwidzyn. Garde miasteczko mizerne, kamieniczki małe, kościół luterski, za tym miasteczkiem wraz popasywaliśmy ujechawszy od noclegu półtrzeciej mili. Za popas zapłacono (6 zł, 25 gr). O drugiej godzinie wyjechali, skąd za pierwszą wioską do Grudziądza jadąc, pokazywali granicę dawniejszą starych Prus i zabranego kraju. Dalej jadąc jest wioska mająca porządne budynki i duże nazwiskiem Doszuczyna (Dusocin)....
W drodze powrotnej podróżni dojechali do ziem naszych od strony Grudziądza.
15 października 1780, niedziela
...A że do noclegu jechać mieli, więc dalej polami drogą wysadzaną pojechali aż do lasu, gdzie mokro i kręto było, ale przykrzejsza była góra piaszczysta, która nastąpiła i z góry ciągnąć musieli. Potem przez chrusty i polami przybyli do miasteczka, gdzie w przeszłym roku w karczmie z tego końca popasywali. To miasteczko Garde z jednej strony kamieniczki ma pod jednym dachem, z drugiej niektóre tylko insze są oddalone. Jak przejeżdżali, ludzie gadali, że w przeszłym roku przejeżdżaliśmy. Przypomnieli i poznali. Dwa są przy tym miasteczku jeziora. Pojechali tą samą drogą, którą w przeszłym roku jechali, aż do drugiego drogi skaziciela, gdzie prosto do Marynwerder porzucili drogę, a w prawo udali się, że bliższa być miała. Takoż wysadzoną drogą polami jechali, ale częste pagórki mieli, aż tymi pagórkami przybyli do wsi Cygon. Już na czwartą było, czyli sama czwarta, gdzie w karczmie stanęli. Ta wieś była duża. W karczmie jak komora osobna, gdzie nocowano. Gotowali zaraz kupione wołowe mięso z kapustą, rosół z kury, baranią pieczeń, ale długo to zabawiło, około siódmej godziny dopiero jedli. A potem do spoczynku poszli.
16 października 1780, poniedziałek
Kupiono na wsi osiem kurcząt, te przeparzono trochę, takoż owsa szefel złotych 1, a karczmarz chciał 8 szóstaków, więc u niego nie brano. Rano trochę spóźniono się, zapłaciwszy (4 zł, 15 gr), dziesięć minut na dziewiątą wyjechali. Za wsią polami na górkę wyjechawszy wkoło widzieć było, że ten kraj był, czyli grunta wszystkie w jednych pagórkach, był jak fala morska prezentowało się, te wszystkie zasiewane, a lasy odległe były. Koło końcem wsi i znowu długo polami, aż trochę bukowego nastąpiło lasu, z tego wyjechawszy koło jeziora, potem na piaszczystą górę, gdzie wieś była, tę przejechali. Za polami druga wieś Naydorff majorowi Sztetyn, gdzie dwór i gospodarskie zabudowanie wielkie, takoż kościółek luterski pruskim murem, budynki też dobre, na drugim końcu karczma. Polami i wszystko górkami, z górki w górkę, jedna znowu przykra była ciągła góra piaszczysta, na tę wjechawszy piękny otworzył się prospekt, wiele wsi i daleko widzieć było. Ludzie też nas dochodzili powracający z roboty kupami, od Memla (Kłajpeda), od granicy kurlandzkiej, cieszyli się, śpiewali, a którzy na robotę szli cicho sprawowali się. W bukowy las wjechali. Za tym znowu droga wysadzana zaczęła się, aż do wsi końcem tej jechali, a potem polami, aż do lasu znowu bukowego. Tego roku musiała być zaraza na buczynę, dobrej znaleźć nie mogli, mało ziarnek było i to dziurawe. Za tymi miasteczko było widzieć Reisenburg, z lewej strony tego jezioro duże, już polami przybyli do miasteczka. To małe jest, zamek na górze stoi, dragonia odwach trzyma i generał stoi. Objechać nie można było, w bramę wjechawszy idzie ulica i widzieć zaraz drugą, w lewo jest ryneczek, kamienice pruskim murem dość mizerne, jednak różni rzemieślnicy mieszkają. Kupiono parzemle i śliwki (10 gr). My zaś przejechali. Za miastem w prawo jest znowu jezioro, tak, że między dwoma jeziorami, jak na wyspie stoi, gdyż i trzecie tylko trochę odleglejsze w stronie jest i duże jezioro. Wysadzaną drogą, polami, górkami jechali, aż do wsi, gdzie popasywać chciano. Karczmy osobnej nie było, a tu stanąwszy już kwadrans na trzecią był, niżeli by ugotowano zbliżyłby się wieczór, jeszcze pół mili jechać kazano i tam zanocować. Przejechawszy wieś takąż drogą wysadzaną, polami pojechali o czwartej godzinie. Izba osobna była, dość wygodna. Ta wieś do grafa Finga należała. W kuchence gotowano rosół. Kurczęta piekli i kawał wołowego mięsa upiekli na zrazy. Jednak dopiero po szóstej jedli. Znowu na wsi kupiono cztery kurczaki, ta wieś zowie się Groswylenau.
17 października 1780, wtorek
Już późno spać poszli, rano jednak wstali i wybrali się ze trzy kwadranse na siódmą. Zapłaciwszy (7 zł, 13 gr) wyjechali. Polami, miejscami tylko wysadzoną drogą i pagórkami. Na górze wieś dobrze zabudowaną, gdzie też dobra była karczma, przejechali. Ze wsi udawszy się lipą wysadzaną drogą, ale wielkimi piaskami aż do lasu pojechali, ten długo ciągnął się. W jednym miejscu słup stał na jednej stronie F, a na drugiej K, musi być, że granica królewska i grafa Finga. Za lasem w lewo jezioro, przy nim wieś, zaczął deszcz padać i dobry. Za wsią znowu w prawo udali się, ale piaski znowu były. Koło lasu długo jechali pagórkami, aż dalej przez las przybyli do wsi, gdzie ampt był, Preismark (Przezmark) zamek duży stał....
Źródła
- Dziennik podróży Butlera do Włoch i Niemiec w latach 1779 - 1780 - Wilno 2012 - dzięki uprzejmości p. R. Bartosiaka WMGG
- zdjęcie ze zbioru - Galerii e-Kwidzyn